Dziś rano, w radio Merkury (serwisy informacyjne, i pogodowe), przy każdej okazji wspominali o tym. Dzień jest dłuższy, od najkrótszego dnia w roku o 44 minuty. Całe 44 minuty. Toż to całe 15 km, jak dla mnie. :) Nie wypadało tego nie uczcić rowerowo. ;) Dawno nie miałem okazji słuchać Merkurego, a przecież taką informację podaje codziennie. Więc podwójna okazja się trafiła. ;) Zaraz po obiedzie wsiadłem na rower. W sensie dosłownym. Wróciłem z pracy, zjadłem obiad, i na rower.

Trasa ta sama, co wczoraj, na zakończenie roku. Z drobnymi różnicami. Stary rok zakończyłem "nowym" rowerem, a Nowy Rok rozpocząłem starym. Dla równowagi jechałem, w odwrotnym, niż wczoraj kierunku, oraz dołożyłem wyskoki nad Wartę tu, i tam. ;)

Na zakończenie sezonu przejechałem swoją standardową trasę treningową.

Powinienem podsumować rok, ale jakoś mi się nie chce. Z założeń udało się coś zrealizować. Choć nie wszystko. Udało się pokonać 200 km jednego dnia (i to dwukrotnie ;)), wyjechać rowerem poza Wlkp. (najazd na Pałuki), i odwiedzić góry - Karkonosze, z rowerem. Nie wyszedł mi planowany roczny przebieg, nie wypalił spontanicznie wymyślony Wrocław. Pewnie pomysłów byłoby więcej, ale letnie miesiące zleciały na remoncie, więc na wymyślanie tras nie było czasu. Nie mniej, nie było źle. Całkiem fajny rok, nie tylko rowerowo dobiegł końca.

Wszystkim rowerzystom, i rowerzystką życzę Szczęśliwego Nowego Roku Rowerowego 2015. Wielu przejechanych km, prostych kół, fajnych wycieczek, niesamowitych krajobrazów, i tylu podjazdów, ile tylko sobie wymarzycie. :)

Mniej więcej 1/3 trasy pod konkretny wmordewind. Wzięliśmy się za bary. On w porywach spychał mnie, i spowalniał do 10 km/h. Ja w porywach parłem na niego nawet 15 km/h.